Skrót artykułu Strzałka

Krótki przewodnik po duszy medycyny prof. Aleksandra Woźnego. Spotkanie odbędzie się 15 października br. (środa) o godz. 17.00 w Sali Szkoleniowej w siedzibie Dolnośląskiej Izby Lekarskiej przy ul. Kazimierza Wielkiego 45. Rozmowę z autorem poprowadzi doktor Małgorzata Kolankowska z Uniwersytetu Wrocławskiego i doktor Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej. Przed i po spotkaniu będzie można kupić książkę i otrzymać dedykację autora.

Zapraszamy na premierę książki pt. Posłuchaj mnie choć trochę, doktorze. Krótki przewodnik po duszy medycyny prof. Aleksandra Woźnego. Spotkanie odbędzie się 15 października br. (środa) o godz. 17.00 w Sali Szkoleniowej w siedzibie Dolnośląskiej Izby Lekarskiej przy ul. Kazimierza Wielkiego 45. Rozmowę z autorem poprowadzi doktor Małgorzata Kolankowska z Uniwersytetu Wrocławskiego i doktor Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej. Przed i po spotkaniu będzie można kupić książkę i otrzymać dedykację autora.

 


Aleksander Woźny

Umiejętność opowiadania o chorobie

Zgodnie z przesłaniem medycyny narracyjnej wszyscy musimy się uczyć języka, który opisuje ból, cierpienie, umieranie, bo wszyscy – nasi bliscy i my sami – jesteśmy śmiertelni.

Bogate są moje związki z Dolnośląską Izbą Lekarską, za jej pośrednictwem prowadziłem warsztaty z medycyny narracyjnej dla lekarzy, które także odcisnęły ślad na Przewodniku — zarówno w postaci pytań, jakie zadawano mi na internetowych spotkaniach w czasie pandemii, jak i odpowiedzi.

Po pierwszych przeprowadzonych szkoleniach nastąpiły w moim życiu dramatyczne zdarzenia. Na wciąż jeszcze niezabliźnione rany po śmierci bliskich, spowodowane pandemią koronawirusa, nałożyła się choroba nowotworowa w najbliższej rodzinie. Zaczęły się wizyty u onkologów w wielu szpitalach w całej Polsce i robione niemal na gorąco zapiski z rozmów z lekarzami, pielęgniarkami i pacjentkami, które dzieliły się swoimi, często bardzo bolesnymi doświadczeniami z przebytych wizyt na oddziałach onkologicznych.

Mierzyliśmy się wraz z córką, która zaczęła prowadzić ze mną warsztaty, z doświadczaniem sytuacji granicznych: choroby, cierpienia i śmierci. W znacznym stopniu umocniły one decyzję o podporzadkowaniu naszej aktywności akademickiej najważniejszemu zadaniu, jakie kiedykolwiek przyszło nam wypełnić. Stało się nim nieustanne ponawianie apelu do ludzi medycyny, wołanie o głębszą refleksję nad ich komunikowaniem się z ludźmi doświadczającymi bólu, cierpienia i lęku przed śmiercią. Podczas kolejnych szkoleń z medycyny narracyjnej dla lekarzy i pielęgniarek czuliśmy niejednokrotnie, że lekarze z trudem wchodzą w role odbiorców. Wolą być nadawcami.

A to właśnie spojrzenie z perspektywy pacjentów staje się duszą współczesnej medycyny. Pokazując w czasie warsztatów, jak literatura może otwierać pacjentów, doświadczyliśmy wspólnie jednego ze sposobów przywracania chorym utraconej podmiotowości. Bo właśnie poprzez literaturę, poprzez interpretowanie jej nierzadko ukrytych sposobów mówienia o ludzkich doznaniach i uczuciach medycyna narracyjna przybliża umiejętności nazywania i rozumienia kodów, jakimi posługują się ludzie chorzy.

Bo nie umiemy już mówić o swoim cierpieniu, o bólu i cierpieniu. Oduczyliśmy się sztuki narracji, pozbywając się tradycyjnych szyfrów kultury, poddaliśmy się w XIX wieku władzy fizjologów i anatomów, którzy wyparli się chrześcijańskiej narracji. Redukując życie do biologicznego procesu, dowodzili bezsensu bólu. Panującej dziś powszechnie algofobii, strachowi przed bólem, towarzyszy atrofia narracji, zanik umiejętności opowiadania o chorobie. A przecież w bólu i w cierpieniu, w naszej śmiertelności ukryta jest tajemnica, przed którą zazwyczaj uciekamy.

Medycyny narracyjnej nie można redukować do instruktażu, który zapewni opanowanie pięciu czy dziesięciu zasad gwarantujących zaufanie pacjenta i autentyczną komunikację. Inaczej niż coaching, medycyna narracyjna oferuje swoim wyznawcom niełatwą drogę do polany, do pogłębionego „ja” lekarza, a także — i zwłaszcza — skrywanego często za zwielokrotnianymi osłonami komunikacyjnymi „ja” pacjenta. Chodzi o dotarcie do polany, do której prowadzi wiele dróg, nierzadko znaczonych lękami i obawami, oskarżeniami i bolesnymi wspomnieniami, niechęcią i brakiem zrozumienia po obu stronach. Ale warto do niej podążać, bowiem, jak mówią lekarze narracyjni, daje ona obu stronom szansę na uwolnienie się od ciemnych mocy z przeszłości.

Nie ma magicznych formuł, które zagwarantowałyby pozyskanie zaufania pacjenta, a jednak na dwa wyrażenia zwracam w Przewodniku szczególnie uwagę. Pierwsze z nich to „cierpisz”. Odpowiednio wypowiedziane może znaczyć wiele. Mówiąc „cierpisz” osobie, która cierpi, mówię, że nie ignoruję cierpienia innego człowieka, że nie lekceważę twojego cierpienia. Ale zarazem przekazuję świadectwo, że staram się zrozumieć to, co przeżywasz. Koniecznie trzeba powiedzieć o jeszcze jednym warunku. Zwrot „cierpisz”, rzucony mimochodem spod drzwi sali szpitalnej w kierunku chorego człowieka, niewiele znaczy. Ważny jest tu bowiem każdy szczegół: odpowiedni ton, właściwa intonacja i ciepła barwa głosu. Doniosłą, wręcz symboliczną rolę odgrywa także gest lekarza przysuwającego krzesło do łóżka pacjenta. Fizyczna bliskość, którą można wzmocnić dotknięciem dłoni pacjenta.

„Martwię się” to drugie z wyrażeń, o którym warto pamiętać w kontakcie z pacjentami i ich rodzinami. Słowa te wypowiadane do osoby poważnie chorej znaczą tyle, co: „wiem, w jak poważnej sytuacji się znalazłaś, ale chcę, żebyś i ty wiedziała, że jestem po twojej stronie, i że mimo wszystko nie zostawię cię samej”. Taki jest sens słów, które lekarka może skierować do chorej na raka pacjentki, kiedy musi jej powiedzieć, że jest zagrożona zawałem spowodowanym przez guz. Nie ogranicza się do podania suchych informacji, lecz obuduje je słowami, które dadzą pacjentce do zrozumienia, że mimo bardzo poważnej sytuacji lekarka jest po jej stronie.

Relacjom między chorym a lekarzem przygląda się coraz więcej wybitnych humanistów współczesności. Także tych, którzy są lekarzami, jak Atul Gawande, amerykański chirurg i założyciel centrum innowacji opieki zdrowotnej, który uważa, że choroba, nawet śmiertelna, nie może przesłonić człowiekowi choremu sensu istnienia. Doktor Gawande zdecydowanie sprzeciwia się postawie, która sprowadza się do leczenia ciała. Bo najważniejsze jest, aby wspólnie z pacjentem stawić czoło śmiertelności, nie tracąc z oczu sensu życia, i zachować przy tym najbardziej cenną dla niego ludzką godność i więzi uczuciowe.

Pisanie Przewodnika, odsłaniającego spojrzenie z perspektywy pacjenta, stało się dla mnie doświadczaniem zmieniającym wiele niepodważalnych, jak mi się zdawało, i jedynie słusznych prawd. Przede wszystkim, zgodnie z przesłaniem medycyny narracyjnej, uczę się języka, który opisuje ból, cierpienie, umieranie i samą śmierć. I dzielę się nim, wraz z córką, ze środowiskami lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych.

Można bowiem powiedzieć, że medycyna narracyjna pomaga w przywracaniu pacjentowi zagrożonej chorobą tożsamości, a także poczucia godności poprzez współtworzenie intersubiektywnej relacji lekarza z pacjentem, która rodzi się w procesie opowiadania-słuchania.

To, o czym mówi ten Przewodnik, może niepokoić, może nawet działać na nerwy, jak wszystko, co narusza stereotypy i podważa utarte poglądy na życie i na śmierć. Taką reakcję może wywołać stwierdzenie, że lekarz tym głębiej odkrywa samego siebie, im mocniej rozpoznaje perspektywę pacjenta. Ale żeby ją rozpoznać, trzeba nauczyć się wysłuchać pacjenta.

Na koniec pragnę podzielić się opinią, którą o Przewodniku i jego twórcy zamieścił profesor Bożydar Iwkow z Bułgarskiej Akademii Nauk, autor przekładu mojej książki na język bułgarski: „To książka, która stanowi celebrację humanizmu – nie tylko lekarskiego, ale przede wszystkim humanizmu Człowieka. Tego Człowieka, który z otwartym umysłem, sercem i duszą podchodzi do cierpienia i bólu bliźniego, w tym osoby umierającej”. I o autorze Przewodnika: „Dzięki niemu medycyna narracyjna, zyskująca w ostatnich latach popularność na całym świecie, staje się także w Polsce coraz bardziej znana i coraz więcej lekarzy bierze udział w prowadzonych przez prof. Woźnego seminariach szkoleniowych”.

Zaloguj się

Jesteś tu pierwszy raz? Zarejestruj się

Zapomniałeś hasła?